Forum, stworzone przez Dimness, na potrzeby umieszczania PBF Świętej Trójcy (Dimness, Magoichiable, MrBaalnazzar)
Grinch: Myślisz o tym samym co ja..?
Finn: Jasne! *Finn zabił gości za Grinch'em, a Grinch tych co byli za Finn'em.*
Offline
Who want to talk about murders?
*Goście tak się usytuowali, że utrzymanie obecnej pozycji byłoby wręcz niemożliwe dla Grincha i Finna.*
Offline
Grinch: Ten pomysł pewnie Ci sie nie spodoba, mi też sie nie podoba, ale trzeba się wycofać!
Finn: Masz racje! Nie podoba mi sie, ale się zgadzam! *wycofują się, ale dalej ostrzeliwują gości*
Offline
Who want to talk about murders?
*Finn i Grinch zostali wypchnięci z magazynu na boczne uliczki. Sytuacja robiła się gorąca, a następni przeciwnicy wciąż napierali.*
Offline
Grinch: Johnny Gat!
Finn: Co? Jaki Johnny Gat?
Grinch: No nie wymieniam imienia Pana Boga swego na daremno tak więc mówie imię równie świetnej osoby...
Finn: Hah, ciekawe...
Grinch: Dość tych pogaduszek trzeba coś zrobić! *dalej eksterminowali wrogów*
Offline
Who want to talk about murders?
*Grinch i Finn zostali przyparci do ściany i wydawało się, że nie mogli już nic zrobić, kiedy nagle zobaczyli na dachu budynku człowieka w płaszczu z kapturem. Przypatrywał się im przez chwilę, a potem poszedł, jednak wtedy usłyszeli strzały zza pleców tamtych gości. Po chwili leżeli martwi, a niektórzy, którym udało się przeżyć zaczęli uciekać. Grinch i Finn mogli teraz zobaczyć kolejną grupkę uzbrojonych ludzi, spomiędzy których wyszedł niski mężczyzna w kapeluszu i w koszuli aloha.*
mężczyzna- *wygrażając ręką w stronę, w którą uciekli tamci* ...A jak was jeszcze raz zobaczę w dzielnicy fabruycznej, to wam wszystkim osobiście poodcinam cojones piłą tarczową! *do Grincha i Finna* ...Ile już minęło...? Rok? *podszedłszy do Grincha* Pamiętam, że miałeś innego towarzysza, amigo. Co się stało z tamtym, jeśli wolno mi spytać...?
Offline
Grinch: Straciłem go...
Finn: A kim TY w ogóle jesteś?
Offline
Who want to talk about murders?
mężczyzna- *zdjął kapelusz i przyłożył do piersi* Moje najszczersze kondolencje, amigo. Lubiłem go. Miał głowę do interesów... A zwą mnie Juan. Juan "Tequila" Emmanuel Mentiroso. Największy cabron całej tej cholernej nory zwanej dzielnicą fabryczną. Odkąd tych dwóch bastardos - deVoile - wyniosło się do piekła, ja stałem się tutaj bossem. Zawdzięczam to tobie, amigo, więc jakbyś kiedykolwiek czegokolwiek sobie życzył, to jedno twoje słowo wystarczy, abym zrobił co w mojej mocy na ofiarowanie ci tego.
Offline
Grinch: Czy ja...Czy ja Cię powinienem pamiętać?
Offline
Who want to talk about murders?
Juan- Moje imię może nic nie nie mówi... "a mówi ci coś "kasa"", amigo...?
Offline
Grinch: A mówi Ci coś wpierdol? Wiedziałem, że Cie kojarze, ale dopiero jak powiedziałeś ten tekst to sobie przypomniałem! Ciesze się, że jesteś teraz tym kim jesteś!
Offline
Who want to talk about murders?
*Po chwili zza rogu wyszli Bal, Richard i Erika. Bal zobaczywszy uzbrojonych ludzi już miał sięgnąć po broń, ale powstrzymał się, widząc ich przywódcę.*
Bal- No proszę! Mój informator!
Juan- Hę...? Ach, a więc to ty pytałeś się o moich klientów, tia...? Działali mi na nerwy... Nawet mi powieka nie drgnęła, kiedy wydałem tych frajerów... Pan jest glina, nie...?
Bal- Można tak powiedzieć, ale nie zamierzam cię aresztować.
Juan- No, to dobrze... dla pana.
Bal- *do Grincha i Finna* Z przykrością oznajmiam, że tego, kogo szukałem tutaj nie było. Mam jednak pewność, że to jego ludzie. Będę musiał niestety jednak dalej poszukać chcąc dowiedzieć się, gdzie mój cel się ukrywa. Chodźmy stąd.
Erika- Ummm... Panie Bal...?
Bal- *na dźwięk słowa "panie" przewraca oczami* O co chodzi?
Erika- Nie powiedział mi pan dalej, czy dobrze mi poszło...
Bal- Nie najgorzej.
Richard- Ależ szefie, czy ona zasadniczo aby sama nie wystrzelała ich wszystkich...?
Bal- Richardzie, czy mam cię może oddelegować do następnej misji w towarzystwie Finna...?
Richard- *posłusznym tonem* ...Dobrze, szefie. Będę już siedział cicho.
Offline
Finn: Ja moge z nim zrobić wspólnie jakąś misje!
Offline
Who want to talk about murders?
Bal- Na to przyjdzie pewnie w końcu czas. Kiedyś... *spojrzał jeszcze w niebo i odszedł do samochodu; za nim poszli Richard i Erika*
Offline